Jak wygląda moja kosmetyczna miłość? Mój idealny krem do twarzy, który uratował mnie od problemów skórnych, i z którym jestem nieprzerwanie, dzień i noc, od ponad ośmiu miesięcy? To oczywiście Orientana - drzewo sandałowe i kurkuma. To już mój trzeci, i na pewno nie ostatni słoiczek. W każdy kolejny zaopatruję się w Jasminie na ulicy Długiej w Krakowie! :)
Bądź ze mną na bieżąco:
Bez parabenów, bez parafiny, bez ftalanów, bez olejów mineralnych, bez silikonów... Mój krem idealny. Jeszcze kilka miesięcy temu moja skóra nie wyglądała tak jak teraz. Była bowiem zanieczyszczona, podrażniona, pełna niedoskonałości, szara i pozbawiona życia. Pewnego dnia, po zrobieniu większych zakupów w Jasminie dostałam próbkę kremu do twarzy. Zazwyczaj nie zużywam próbek, które dostaję w prezencie. Leżą porozrzucane po kątach półek, aż koniec końców i tak trzeba je wyrzucić z powodu utraty terminu ważności. Jednak tym razem byłam zdesperowana, bowiem żaden krem, żaden peeling, żel, tonik, mleczko czy maseczka do twarzy nie pomagały. Moja cera wyglądała tragicznie i potrzebowała dogłębnego oczyszczenia. Myślałam już nawet o zabiegach na twarz. Jednak wieczorem otworzyłam tę próbkę. Zmyłam makijaż, zrobiłam peeling i nałożyłam dość grubą warstwę kremu z drzewem sandałowym i kurkumą. Nawet nie wyobrażacie sobie mojego zdziwienia, gdy obudziłam się rano i dostrzegłam, że moja cera jest rozświetlona, widocznie oczyszczona, a niedoskonałości wyblakły. Zlekceważyłam to myśląc, że pewnie mam tylko dobry dzień i jutro zacznie się to samo...
Tego samego dnia usiadłam przy biurku, by zrobić makijaż. Najpierw nałożyłam Orientanę ze stuprocentowym przekonaniem, że w czasie aplikacji podkładu w płynie, wytworzą się typowe "wałeczki" i całość trzeba będzie zmywać. Kolejne zdziwienie. Okazało się bowiem, że krem idealnie nadaje się jako baza pod makijaż. Świetnie wygładził i nawilżył cerę, a nawet te miejsca, którym nie dawał rady krem Nivea używany przeze mnie przed poznaniem Orientany. Takim sposobem przez cały dzień, aż do wieczora, krem "siedział" na mojej twarzy. Wieczorem, gdy wróciłam do domu, zmyłam makijaż i ponownie przystąpiłam do rytuału - peeling + krem. Uwierzcie mi, że na drugi dzień niedoskonałości praktycznie zniknęły, blizny stały się jeszcze bledsze, skóra była mocno nawilżona, odżywiona, widocznie oczyszczona i gładziutka. Zaskórniki powolutku znikały, a cera jaśniała jak po najlepszym zabiegu SPA! :)
Nie mogło być inaczej. Od razu pobiegłam do Drogerii Pigment (którą kojarzycie po szyldzie Jasmin) na ulicy Jerzmanowskiego, zaraz naprzeciwko mojego mieszkania i kupiłam pełnowymiarowy produkt. Tak właśnie, przypadkowo, jestem z nim do dziś. Moja skóra nie przyzwyczaja się do niego, jak to bywało w przypadku innych kremów, i nie robi psikusów. Rzecz jasna, od czasu do czasu na mojej twarzy pojawi się niespodziewany gość i miewam również gorsze dni, ale to w jakim stanie moja cera była około ośmiu miesięcy temu, a jak wygląda teraz jest zasługą tylko i wyłącznie kremu z Orientany. Niespełna tydzień później, zaopatrzyłam się również w peeling do twarzy papaja i żeń-szeń indyjski z Orientany, który wspomaga działanie kremu do twarzy oraz żel peelingujący aloes i papaja z drobinkami ryżu (recenzje w tworzeniu :)). Ale to jakie cuda umie zdziałać sam krem jest nieporównywalne do innych produktów do twarzy i nie do opisania. O tym trzeba przekonać się na własnej skórze! :) A teraz troszkę czystej teorii.
Krem odżywia, nawilża, ujędrnia i chroni najbardziej wymagającą skórę. Już kilka chwil po nałożeniu twarz jest wygładzona i uelastyczniona. Krem odżywia i odpręża nawet najbardziej zmęczoną skórę. Ma bardzo przyjemną, dość zbitą konsystencję, przez co nakładanie to sama przyjemność. Zapach, słodki i roślinny, spodobał mi się od razu, choć wiem, że są osoby, którym nie przypadł do gustu. Nadaje się i na dzień, i na noc. Kosmetyk wchłania się w ekspresowym tempie, przez co idealnie nadaje się pod makijaż, o czym pisałam wyżej. Został stworzony na bazie masła shea i masła kakaowego. Wzbogacono go o olejek z drzewa sandałowego i kurkumę. A co zawdzięczamy właśnie tym składnikom?
Olejek z drzewa sandałowego pielęgnuje suchą i odwodnioną skórę, koi, odżywia i łagodzi. Nawilża, działa przeciwzapalnie, łagodzi zapalenia skóry. Regeneruje cerę dojrzałą. Sandałowiec uważany jest w Indiach jako święta roślina. Kurkuma (szafran indyjski), podobnie jak drzewo sandałowe, jest uważana w Indonezji i Indiach za świętą roślinę, odżywia, rozpromienia, spowalnia procesy starzenia i chroni skórę przed wpływem szkodliwych czynników środowiska. Ponadto wyrównuje koloryt i niweluje przebarwienia skóry. W medycynie ajurwedyjskiej stosowana jest między innymi do gojenia ran, leczenia trądziku, egzemy, łuszczycy.
Skład: Aqua (woda), Butyrospermum Parkii Butter (masło shea), Theobroma cacao Seed Butter (masło kakaowe), Caprylic/Capric Triglyceride (z oleju kokosowego i glicerydu), Plant Glycerin, Helianthus Annuus Seed Oil (olej z ziaren słonecznika), Glyceryl Stearate , Stearic Acid (kwas stearynowy z wosku), Santalum Album Oil (olej z drzewa sandałowego), Curcuma Longa Root Extract (ekstrakt z kurumy), Isopropyl Myristate (roślinny), Glyceryl Caprylate (pozyskiwany z kokosa), Cethyl Alcohol, Citrus Grandis Seed Oil (olejek z pestek grejfruta), Prunus Amygdalus Dulcis Oil (olejek z migdałów), Triticum Vulgare Germ Oil (olejek z kiełków pszenicy), Cl- 19140, Citric Acid (kwas cytrynowy), Sodium Benzoate, Potassium Sorbate (naturalne konserwanty).
Cena: około 36 zł / 50 g